Design Thinking – wrażenia z kursu

Ostatni tydzień upłynął pod znakiem Design Thinking. Jak wyglądał kurs moderatorów, prowadzony przez DT Poznań, jakie były jego najjaśniejsze strony, a co mnie nie przekonało? Zapraszam do lektury.

Dzień 1. Wprowadzenie

Początek kursu to spotkanie z teorią Design Thinking, jego historią i przykładowymi zastosowaniami. Katarzyna Gliszczyńska i Sara Kapela przybliżyły profil działalności Design Thinking Poznań oraz realizowane przez firmę programy: Nowy Ład, Design Thinking Jam, Pracownik 2.0, Kurs Moderatora i DT Tools. Tym, co najbardziej do mnie przemawiało, była struktura, nadana warsztatowi – lubię jasno zarysowane moduły i przemyślany program. Otrzymując ramy już na początku spotkań, czułem się pewniej, wiedząc, czego mogę się spodziewać na dalszych elementach. Dobrym pomysłem było też stworzenie tablicy pytań, która pozostawiała przestrzeń na wątki, na które zabrakło czasu w trakcie ćwiczeń.

Dużo przyjemności dał mi skrócony proces DT, w trakcie którego projektowaliśmy rozwiązania mające zrewolucjonizować transport lotniczy. Możliwość swobodnego generowania pomysłów na podstawie wcześniej rozpoznanych potrzeb użytkowników doprowadziła do kilku interesujących rozwiązań: mobilnej, zautomatyzowanej walizki, asystenta podróży, czy niekonwencjonalnego układu siedzeń w samolocie, który ułatwiałby nawiązanie relacji z współpasażerami.

Projektowanie rozwiązań było zdecydowanie najlepszym elementem pierwszego dnia. Na drugim biegunie była kwestia integracji uczestników, która ograniczyła się do wypowiedzenia przez każdą z zebranych na sali osób 1-2 zdań na własny temat. W mojej ocenie budowanie relacji pomiędzy uczestnikami jest kluczową kwestią, zwłaszcza przy kilkudniowych warsztatach. Wolałbym poświęcić pół godziny, przeznaczone na omawianie studium przypadku, na lepsze poznanie osób, z którymi miałem spędzić tydzień. Równocześnie, doceniam pomysł na zebranie w formie krótkiej ankiety potrzeb i uwag uczestników, które miały wpłynąć na kształt zajęć w dalszych dniach.

IMG_20170529_142534

Dzień 2. Empatia

Wtorek poświęciliśmy na pierwszy z elementów procesu DT – empatię, w wielkim uproszczeniu sprowadzającą się do rozpoznania potrzeb użytkowników. Tworzenie persony (która ma być zastąpieniem grup docelowych i która stanowi punkt wyjścia do rozważań nad nawykami, obawami i pasjami jednostki) było – przynajmniej w teorii – interesujące. Niestety, początek spotkania był dla mnie rozczarowaniem. Co prawda, udało się nadrobić braki z pierwszego dnia (dzięki rundce dowiedziałem się jakie instytucje reprezentują uczestnicy, co zmotywowało ich do udziału w warsztacie i gdzie zamierzają wykorzystać metodologię DT), jednak miałem poczucie, że jestem dodatkiem do prezentacji. W tle toczyła się dyskusja, w której na dobrą sprawę brało udział troje uczestników. Zabrakło mi włączenia reszty – na przykład poprzez zaaranżowanie mini-dyskusji w małych zespołach i zebranie najważniejszych wniosków na forum grupy. W konsekwencji utraciłem motywację do działania – czułem się zdominowany i przytłoczony formułą, której zupełnie nie kupuję.

Poczułem się zaproszony do aktywności dopiero po 3 godzinach, kiedy mieliśmy możliwość przećwiczenia rozpoznawania potrzeb uczestników w praktyce. Praca w trzyosobowych zespołach wyzwoliła we mnie nowe pokłady zaangażowania. Równocześnie, mój entuzjazm szybko opadł. Nie rozumiem idei pracy w grupach, skoro później jestem pozbawiony możliwości podzielenia się swoimi spostrzeżeniami i wrażeniami. Próba zabrania głosu skończyła się informacją Piotrek zgłosił się pierwszy i… tyle. Nie dostałem szansy wrócenia do wątku w dalszej części warsztatów, mimo, że inne osoby – pełniące role obserwatorów (ja odgrywałem rolę użytkownika) dostały możliwość wypowiedzi i tym razem czas nas nie gonił. Po prostu przeszliśmy do kolejnego wątku. W sytuacji, gdy mottem zajęć jest empatia i hasło 75% czasu należy do użytkownika taki sposób zbierania informacji zwrotnych budzi u mnie opór. Podobnie jak ucięcie wątpliwości jednego z uczestników, który po podzieleniu się na forum niewygodną opinią usłyszał, że wrócimy do wątku w trakcie przerwy. Mimo, że nie zgadzałem się do końca z jego zdaniem, uważam, że obowiązkiem trenera jest zmierzenie się z taką sytuacją.

Niesmak zatarło przeprowadzone pod koniec ćwiczenie komunikacyjne, w którym tworzyliśmy rysunki i opisy wyimaginowanych potworów, po czym – na podstawie przygotowanych przez nas opisów – inne osoby starały się je odwzorować. Następnie porównywaliśmy obie ilustracje, co stanowiło ciekawy punkt wyjścia do dyskusji nad różnorodnymi kanałami komunikacji i nakładaniem własnych interpretacji na działania innych. Podobało mi się także zebranie najważniejszych zasad dotyczących empatii na koniec warsztatu, co pozwoliło na domknięcie kilku istotnych wątków.

IMG_20170531_155543

Dzień 3. Diagnoza potrzeb i generowanie pomysłów

Trzeci dzień kursu poświęciliśmy na rozpoznawanie potrzeb oraz techniki generowania pomysłów. Cenne było wyraźne rozdzielenie przez prowadzące potrzeb od rozwiązań – podczas pracy zespołowej zdarzało się, że zamiast skupiać się na faktycznych problemach użytkowników, część osób dokonywała skomplikowanych analiz i na ich podstawie próbowała wyciągać wnioski – często mijając się w swoich interpretacjach z rzeczywistością. Podobało mi się wykorzystanie drabiny problemu, która pozwala spojrzeć na problem zarówno pod kątem dostępnych opcji rozwiązań, jak i ukrytych dążeń.

Następnym elementem kursu była praca nad generowaniem pomysłów. To na tę część szkolenia najbardziej czekałem i właśnie od niej oczekiwałem najwięcej. Nie zawiodłem się – mnogość technik i ich różnorodność były satysfakcjonujące, a tym, co szczególnie mnie ucieszyło, było położenie nacisku na pracę grupy. Zastanawialiśmy się m.in. nad nietypowymi zastosowaniami spinacza biurowego, biznesem, jaki można zrobić z wykorzystaniem krów oraz nad wprowadzeniem nowych produktów na rynek kosmetyczny. Pierwszy raz miałem wrażenie, że najistotniejsze jest to, co uczestnicy – w tym ja – mają do zaproponowania. Brak barier, możliwość swobodnego tworzenia i bazowanie na nieskrępowanej wyobraźni to warunki, które zdecydowanie sprzyjały mojemu zaangażowaniu w pracę. Dodając do tego ciekawe przykłady wykorzystania Design Thinking w działalności społecznej i biznesowej (przy zachowaniu odpowiednich proporcji w stosunku do ćwiczeń) środa to zdecydowanie najlepszy dzień warsztatu. Co było dla mnie szczególnie ważne, uwagi przekazane w ankietach ewaluacyjnych po drugim dniu zostały uwzględnione przez prowadzące. Dzięki temu czułem, że moje sugestie są istotne, a trenerski duet jest elastyczny i wrażliwy na potrzeby grupy.

IMG_20170602_114231

Dzień 4. Prototypowanie i testowanie

To ostatni z modułów procesu Design Thinking. Bazując na pomysłach, wygenerowanych w środę, tworzyliśmy prototypy produktów, które mogłyby zrewolucjonizować rynek kosmetyczny w niedalekiej przyszłości. Moja grupa rozwijała koncepcję jadalnej pasty do zębów, będącej równocześnie balsamem do ust, żelu, który nie wymaga spłukiwania oraz kolczyków z wbudowanymi kosmetykami. Wśród innych propozycji znalazły się m.in. wielokolorowy tusz do rzęs i Super-muł – środek sprawiający, że bez ćwiczeń możesz uzyskać krótkotrwały efekt sportowej sylwetki.

IMG_20170602_124857

Dzień 5. Moderatorzy w akcji

Piątek, będący zarazem końcem kursu, otwierał przestrzeń do wypróbowania się w roli zespołów projektowych, pracujących nad konkretnymi rozwiązaniami dla faktycznych klientów. Pracując w zespołach mieliśmy okazję przećwiczyć w praktyce wiedzę, zdobytą podczas wcześniejszych dni. Każda z grup stanęła przed zadaniem stworzenia innowacyjnego rozwiązania w obszarze usług fitness.

Zaczęliśmy od poznania klienta i jego potrzeb. Przechodząc przez etap empatii, poznawaliśmy Renatę, jej styl życia i sposób myślenia. Po analizie dostępnych materiałów i wypowiedzi, stworzyliśmy mapę jej potrzeb, z których wyselekcjonowaliśmy najistotniejsze. Dopiero, gdy wiedzieliśmy, czego oczekuje Renata, przystąpiliśmy do generowania rozwiązań – łącznie wypracowaliśmy ponad 50 propozycji, z których wybraliśmy trzy naszym zdaniem najbardziej atrakcyjne.

Do dalszego etapu działań zakwalifikowaliśmy CUBE – kompaktową siłownię dostosowującą się do użytkownika, soczewki wykorzystujące technologię VR oraz neurostymulator mięśni – umożliwiający spalanie tkanki tłuszczowej poprzez oddziaływanie na mózg. Z tej trójki odrzuciliśmy technologię VR, rozwijając pozostałe pomysły w formie prototypów, które zaprezentowaliśmy grupie. Po zebraniu opinii potencjalnych klientów, stanęliśmy przed trudną decyzją, na który z produktów się zdecydować. Do ostatecznej fazy mogliśmy zgłosić tylko jeden pomysł, a zdania były podzielone. Ostatecznie zdecydowaliśmy się na CUBE i był to strzał w dziesiątkę, co potwierdziło głosowanie inwestorów, gdzie jednym głosem pokonaliśmy pomysł grupy proponującej wprowadzenie inteligentnego ubrania, motywującego do aktywności sportowej.

Spotkanie zakończyliśmy rundką podsumowującą oraz wręczeniem certyfikatów. Miłym zaskoczeniem było przekazanie w ręce uczestników kursu praktycznych narzędzi, ułatwiających rozpoczęcie pracy moderatora DT. Oprócz wartości merytorycznej, należy tutaj docenić szatę graficzną materiałów – cieszą oko swoją estetyką.

Możliwość zanurzenia się w procesie Design Thinking i wsparcie wdrożenia do roli moderatora sprawiają, że oceniam ten dzień niemal na równi z modułem poświęconym generowaniu pomysłów.

IMG_20170602_143453

Podsumowanie

Zastanawiając się nad plusami kursu, na pierwszy plan wysuwa się atmosfera. Kilkanaście osób, spotykających się po raz pierwszy, dysponujących różnorodnym doświadczeniem i reprezentujących momentami bardzo odległe branże, potrafiło się ze sobą dogadać i wypracować interesujące rozwiązania, które mają biznesowy potencjał. Nie tylko czułem się dobrze w grupie, ale także czułem, że kuluarowe rozmowy i wypowiedzi innych osób na forum pozwalały mi rozwijać swój warsztat i poszerzyć perspektywę.

Największym atutem prowadzących było imponujące doświadczenie, którym Kasia i Sara dzieliły się z grupą. Oglądając je w akcji można było odnieść wrażenie, że wiedzą o czym mówią i – co ważniejsze – że lubią swoją pracę, a rozwiązania, jakie proponują, były wcześniej testowane i stoi za nimi kawał dobrej roboty. Duża wiedza merytoryczna, ilość zrealizowanych programów i autentyczność dziewczyn sprawiły, że czuję się przekonany o wartości Design Thinking i możliwości wykorzystania tej metody w praktyce. To, co najbardziej mnie cieszy, to odczarowanie DT z mitu.Większość osób, które dotychczas spotykałem, a które określały się mianem design thinkerów, próbowało przedstawiać DT jako kompletną innowację. Tutaj było zupełnie inaczej – nawet materiały, które otrzymaliśmy pokazują, że Design Thinking czerpie inspiracje z osiągnięć lat 60., pracy projektantów i technik twórczego rozwiązywania problemów. Takie podejście uważam za uczciwe – nie ma nic złego w czerpaniu z dobrych, sprawdzonych wzorców i modyfikowaniu istniejących narzędzi do nowych zastosowań.

Wielkie brawa należą się organizatorom za dobór cateringu – to było absolutnie najlepsze menu, z jakim spotkałem się na szkoleniu. Szparagi, faszerowana papryka, makaron ze szpinakiem, gorgonzollą i suszonymi pomidorami, łosoś w sosie cytrynowym…obawiam się, że ten zestaw zdecydowanie podniesie poprzeczkę dla kolejnych szkoleń, które mnie czekają.

Gdybym miał wskazać słabe strony warsztatów, zwróciłbym uwagę na dwa aspekty.

Po pierwsze – traktowana po macoszemu integracja. Pierwszy dzień był poświęcony bardziej na promocję firmy i wprowadzenie teoretyczne, niż na budowanie relacji pomiędzy uczestnikami. Dla mnie to kluczowy element przy kilkudniowych warsztatach i w tym aspekcie liczyłem na więcej.

Po drugie – za mało odwołań do zasobów grupy. Ludzie, którzy przyjechali na kurs mieli niesamowity bagaż doświadczeń, wiedzy i umiejętności. Zabrakło mi docenienia i wykorzystania tego kapitału – na przykład poprzez ucinanie dyskusji lub pozostawianie pytań bez odpowiedzi. Nie odpowiadało mi to, że dyskusje przenosiły się na przerwy – oczekiwałem większej otwartości na grupę (zwłaszcza drugi dzień szkolenia przyniósł rozczarowanie w tej kwestii).

Równocześnie, mimo tych minusów, uważam kurs moderatora DT za dobrą inwestycję. To inspirujące szkolenie, które wyposażyło mnie w nowe narzędzia i (przez większość czasu) dało poczucie dobrej zabawy, która przy okazji rozwija przydatne umiejętności.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

+ 69 = 74