Kilka miesięcy temu brałem udział w spotkaniu z lokalnymi liderami. Na sali znajdowali się przedstawiciele samorządów, prezesi organizacji pozarządowych, przedsiębiorcy i pracownicy instytucji. Łącznie zebrało się około 20 osób, które dyskutowały m.in. o problemach społecznych i pomysłach na ich rozwiązanie. W pewnym momencie rozmowa zeszła na temat młodzieży.
– Młodzi są nieaktywni, zupełnie nic nie robią!- bulwersowała się jedna z uczestniczek.
– Kiedyś było lepiej, dzisiejsze pokolenie tylko siedziałoby w internecie- wtórowała jej inna pani.
Rozejrzałem się po sali. Byłem jedyną osobą przed trzydziestką. Prawdopodobnie jedną z niewielu w tamtym gronie, która zawodowo styka się z młodymi ludźmi. Spytałem, dlaczego do dyskusji o młodzieży nie zaproszono jej przedstawicieli. Ciężko stwierdzić, czy wzbudziło to większą wesołość, czy niechęć do mojej osoby. Kiedy przywołałem kilka przykładów inicjatyw, realizowanych przez młodzież, nie wzbudziło to większego zainteresowania. Emocje wywołała dopiero propozycja, aby część środków zaplanowanych na rozwijanie przedsiębiorczości przeznaczyć na inicjatywy młodzieżowe (dokładnie- minigranty w wysokości 1000 zł na działania dla nieformalnych grup młodzieży).
– Po co?- nie mogła się nadziwić autorka tezy o nieaktywnej młodzieży.
Tłumaczenie, że finansowanie kolejnych kursów zawodowych, które nie przekładają się na zatrudnienie to wyrzucanie pieniędzy w błoto nie miało sensu. Podobnie jak wyjaśnianie, że aby rozwijać przedsiębiorczość nie wystarczy o niej mówić, a trzeba stwarzać sytuacje do testowania pomysłów, nawet kosztem popełnianych błędów. W oczach tej pani byłem wariatem, a młodzi najwyraźniej powinni cierpliwie czekać na swoje pięć minut w kolejce po środki.
Myślę, że z podobną rzeczywistością mierzy się wielu pracowników organizacji młodzieżowych w całej Polsce. Bezmyślnie powielane stereotypy, brak pomysłów na młodych i wykluczanie ich z dialogu to tylko pierwsze bariery, które przychodzą mi na myśl. Na pewno istnieją środowiska poważnie podchodzące do polityki młodzieżowej, ale obawiam się, że samorządów, grup interesów i liderów, którym nie opłaca się inwestować w młode pokolenie jest więcej.
Pracując z młodzieżą, doświadczając jej entuzjazmu, pomysłowości i zaangażowania, nie mogę się zgodzić z tego typu postawami. Ponieważ w swoim środowisku nie znalazłem żadnej godnej uwagi pozasportowej propozycji dla młodych ludzi, uznałem, że trzeba coś z tym zrobić. Niezobowiązujące rozmowy z moim ojcem przerodziły się w konkretny pomysł na działanie. Chcieliśmy dać młodym ludziom szansę na zmianę ich wizerunku i przeciwdziałanie stereotypom. Umożliwić dokonywanie wyboru i stworzyć przestrzeń do testowania pomysłów. Tak narodził się projekt „Trzy kroki do aktywności”. Prawdę mówiąc nie obchodzi mnie, co pomyślą o nim „lokalni liderzy”. Równie dobrze mogą nie zauważyć tego, co robimy. Istotne jest to, ilu młodych ludzi dzięki tym działaniom nabierze przekonania, że warto działać dla lokalnej społeczności. Ilu odkryje w sobie pasje i potencjał, żeby je realizować. Ilu nauczy się wykorzystywać zasoby własne i otoczenia dla realizacji celów i wyrównywania szans, których nie daje im miejsce zamieszkania.
Jeśli jesteście zainteresowani projektem, zapraszam do odwiedzenia jego strony internetowej. Jest dostępna tutaj.