Tydzień temu zakończyła się moja półroczna przygoda z Grupą SET. Zostawiam za sobą testy wiedzy, egzamin praktyczny i cenne doświadczenia.
Lubię wyzwania, a właśnie w ten sposób patrzę na czas, który spędziłem w Szkole Trenerów Biznesu. Siedem zjazdów, 122 godzin szkoleń i zadania rozwojowe, obejmujące własne próbki trenerskie. Mogłem bawić się formą, testować swoje pomysły i badać, jak odbierają je praktycy. Kontakt z Grupą SET był dla mnie świetną okazją do intelektualnej rozrywki, która jednak nie przesłaniała samorozwoju i doskonalenia metod pracy. Za co jestem najbardziej wdzięczny?
Po pierwsze – ludzie
Wielkim kapitałem Szkoły Trenerów Biznesu byli ludzie, z którymi pracowałem. Większość z nich mogła pochwalić się o wiele większym stażem pracy i doświadczeniami, które mogą budzić zazdrość. Mimo tego, otwartość grupy, świetna atmosfera podczas zajęć i nieskrępowana wymiana opinii były standardami, których trzymaliśmy się przez te kilka miesięcy spotkań. Zdaję sobie sprawę, że nie spotkamy się już nigdy w tym samym gronie. Nie robię sobie nadziei na cykliczne zjazdy, wymianę maili i kartek na święta. Mimo wszystko, będzie mi brakowało inspirujących rozmów z Radkiem na trasie Łódź – Warszawa, wysmakowanych graficznie prezentacji Ewy, potyczek słownych Izy i Bartka, empatii Oli, sarkazmu Jarka i anegdot Michała.
Po drugie – różnorodność
Odkładając na bok kwestię relacji z innymi uczestnikami, największym atutem Akademii była różnorodność. Nie chodzi tutaj wyłącznie o merytoryczne moduły i ułożenie ich w oddzielne bloki tematyczne. Każdy zjazd był prowadzony przez innego trenera i – przynajmniej z mojej perspektywy – był to strzał w dziesiątkę. Sytuacja przypominała nieco szwedzki stół, z którego bierzesz to, co najlepsze, równocześnie odrzucając propozycje, na które nie masz ochoty. Jako uczestnicy nie byliśmy narażeni na jeden słuszny model, nie wymagano od nas kopiowania zachowań, pozostawiając przestrzeń do eksperymentowania i poszukiwania własnego stylu. Różne podejścia, techniki i osobowości prowadzących pozwoliły mi zaczerpnąć kilka przydatnych elementów do swojej pracy. W zasadzie od każdego z trenerów mogłem wziąć coś, w czym dostrzegałem korzyści. Marcin Szpak pokazał mi, jak budować kontakt z uczestnikami, Maciek Cichocki podzielił się pomysłami, jak zaktywizować grupę przy nudnym temacie, Arek Górski wprowadził nową dla mnie technikę udzielania informacji zwrotnej, Daniel Kowalski uświadomił, dlaczego warto budować na doświadczeniach grupy, a Gabrysia Borowczyk jako jedyna pracowała na moim poziomie energii, wyrzucając słowa i stawiając wyzwania w ekspresowym tempie. Ostatni z prowadzących – Adam Waleriańczyk – pozwolił mi skupić się na moich zasobach i dodał pewności, że to co robię ma sens.
Po trzecie – przydatne narzędzia
Tym, co miało największy wpływ na moją pracę na sali, były konkretne narzędzia i techniki, których mogłem doświadczyć na własnej skórze. Część z nich – jak cykl Kolba, role grupowe Belbina czy budowanie mostów – były dobrą powtórką ze studiów. Kilka zadań sprawiło jednak, że czułem się faktycznie zainspirowany. Świetnie bawiłem się zwłaszcza w grze w poszukiwanie szpiega, gdzie dałem się ograć jak dziecko Danielowi Kowalskiemu. Intrygowały mnie metody pracy, proponowane przez Gabrysię Borowczyk, choć większość z nich wywodziła się z coachingowego nurtu, którego – delikatnie mówiąc – nie jestem zwolennikiem. Równie przydatne były narzędzia badania potrzeb szkoleniowych, czy aplikacje internetowe, które w ramach seminarium prezentował Maciek Cichocki. Jedynym elementem, z którego nie byłem zadowolony, była co najwyżej średnia platforma e-learningowa, z której korzystałem wyłącznie w ostateczności. Drukowane materiały, ich przejrzystość i oprawa graficzna biły ją o głowę.
Co dalej?
Przygoda z SET rozbudziła mój apetyt na działanie. Utwierdziła mnie w przekonaniu, że sala szkoleniowa to miejsce odpowiednie dla mnie i dodała pewności, że jestem dobry w tym, co robię. Z drugiej strony, chroniła mnie przed samozachwytem, wskazując obszary, nad którymi muszę dalej pracować, żeby niwelować luki kompetencyjne. Zadania rozwojowe, przestrzeń do wprowadzania własnych pomysłów i wsparcie merytoryczne sprawiły, że z pełnym przekonaniem mogę polecić Szkołę Trenerów Biznesu wszystkim tym, którzy przymierzają się do pracy szkoleniowca.
Do zobaczenia na trenerskim szlaku!
Wykorzystane zdjęcie pochodzi ze strony internetowej www.pexels.com