Banki czasu

Masz na swoim koncie epizod w szkole językowej? W Twoim mieszkaniu nawaliła instalacja i niezbędne okazało się wezwanie hydraulika? Przeprowadzce towarzyszyło poszukiwanie busa, w którym dałoby się upchnąć kanapę? A może naprawa samochodu przekraczała Twoje umiejętności i zdarzyło Ci się zostawić grubą kasę u mechanika? Pomysłem na szukanie oszczędności (a przy okazji – budowanie relacji) są banki czasu, którym poświęciłem dzisiejszy tekst.

Idea

Idea banków czasu nie jest nowa. Większość źródeł przypisuje jej autorstwo Edgarowi Cahn’owi, który w latach 80. XX wieku wpadł na pomysł stworzenia systemu, w którym ludzie wymienialiby się swoimi umiejętnościami, przy czym walutę miały stanowić nie pieniądze, a poświęcony czas. Chodziło nie tylko o alternatywę dla komercyjnych usług – u podstaw systemu banków czasu leżała chęć społecznej zmiany i budowania relacji w najbliższym otoczeniu. Cahn zaproponował, aby do rozliczania tego typu działań służyły czasodolary (ang. timedollars) – jedna godzina pracy na rzecz drugiej osoby była warta jednego czasodolara. Zebrane w ten sposób środki właściciel mógł wymienić na usługi, których nie był w stanie wykonać samodzielnie. Stopniowo rozwijany pomysł doprowadził do powołania w 1995 roku Time Dollar Institute, który odpowiada za promocję idei Cahna i wspiera powstawanie nowych banków czasu.

W tym miejscu warto zaznaczyć, że według części opracowań autorstwo banków czasu należy się nie Cahn’owi, a Teruko Mizushimie, która w 1973 roku uruchomiła pierwszy bank czasu, dostrzegając w nim narzędzie wspierające rozwiązanie problemu starzejącego się społeczeństwa. Więcej o autorce i jej pomyśle znajdziesz TUTAJ.

Jak to działa?

Banki czasu bazują na różnorodności wiedzy, talentów i zainteresowań, czyniąc z tych różnic potężny kapitał. Na pewno jesteś w stanie wymienić kilka rzeczy, które lubisz robić lub – nawet jeśli nie są Twoją pasją – ich wykonywanie przychodzi Ci z łatwością. Może to nauka języków albo koszenie trawnika? A może jesteś w stanie błyskawicznie naprawić rower albo obrobić w programie graficznym fotografię tak, żeby zapierała dech w piersiach? Z drugiej strony, pewnie kilka razy zdarzyło Ci się zmierzyć z problemem, którego samodzielne rozwiązanie było praktycznie niemożliwe (każdy, kto choć raz szukał wsparcia w poprawnym rozliczeniu PIT wie, co mam na myśli). Fryzjer, złota rączka, odbiór dzieci ze szkoły, zrobienie zakupów, lekcja gry na instrumencie – forma nie ma tutaj większego znaczenia. Ważne, że oferowane usługi trafiają w faktyczną potrzebę w Twoim najbliższym otoczeniu. Banki czasu stwarzają okazję do wymiany umiejętności. Ty pomożesz komuś, sięgając po jeden ze swoich talentów, inny uczestnik sieci wesprze Ciebie, kiedy zajdzie taka konieczność. Proste, prawda?

Banki czasu w Polsce

Nad Wisłą pierwsze banki czasu pojawiły się w latach 90. Początkowo funkcjonowały jako tzw. LETS (od ang. Local Exchange Trading System). Podstawowa różnica między tradycyjnymi bankami czasu a LETS sprowadza się do systemu rozliczeń – w bankach czasu usługi, niezależnie od rodzaju, mają równą wartość. W LETS obowiązuje system punktowy. Na przykład, jeśli poświęcisz godzinę na uczenie sąsiada gry na gitarze, zarobisz 5 punktów. Chcąc skorzystać z pomocy przy koszeniu trawnika, która kosztuje 10 punktów, musisz dzielić się swoimi umiejętnościami dwa razy dłużej, niż osoba, która skosi Twój trawnik.

Aktualnie możesz znaleźć kilka stron internetowych, opisujących na czym polegają banki czasu i (bez wzmożonych starań) zaledwie jedną, umożliwiającą przystąpienie do sieci wzajemnego wsparcia. Niestety, zdecydowana większość pojawiających się na niej informacji została zamieszczona przez osoby, które najwyraźniej nie rozumieją idei społecznej wymiany umiejętności. Dominują ogłoszenia matrymonialne oraz oferty nisko oprocentowanych pożyczek. Również nieliczne witryny lokalnych banków czasu nie napawają optymizmem – większość stron, do których dotarłem, wydaje się martwa od dłuższego czasu. Zupełnie tak, jakby zapał ich twórców ustał zaraz po odcięciu finansowania – najczęściej z unijnych środków.

Mam nadzieję, że w rzeczywistości sytuacja banków czasu w Polsce wygląda lepiej, niż można by zakładać na podstawie danych, znalezionych w sieci. Widzę dla nich wiele zastosowań – przede wszystkim jako narzędzie lokalnej zmiany w niewielkich społecznościach. Sięgając do doświadczeń, które zebrałem podczas prawie trzyletniej pracy w Ośrodku Pomocy Społecznej, być może tworzenie wiejskich lub osiedlowych banków czasu pozwalałoby na wzmacnianie relacji pomiędzy mieszkańcami, stanowiąc interesujące wsparcie dla tradycyjnych metod pracy socjalnej? Jeśli w przyszłości trafię na tego typu rozwiązania, z przyjemnością podzielę się nimi na blogu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

81 + = 83