Zmęczenie i satysfakcja. Przemyślenia po treningu interpersonalnym

Ponoć każdy, kto pracuje z ludźmi, powinien przynajmniej raz wziąć udział w treningu interpersonalnym. Po inicjacji i czterech dniach spędzonych w warszawskich salach Grupy SET wiem jedno – jeszcze nigdy nie byłem tak zmęczony po szkoleniu.

Mogłoby się wydawać, że cztery dni rozmów z obcymi ludźmi to doskonała okazja do odpoczęcia od szybkiego tempa i stresu w pracy. Co może być trudnego w braku struktury, minimalnej ingerencji trenera i słuchaniu innych? Ilość ćwiczeń bliska zeru, rozmowy o zainteresowaniach i wartościach… To nie może się nie udać, prawda?

W rzeczywistości, każdy kolejny dzień to coraz głębsze doświadczenia. Niektórzy mówili o zanurzaniu się w wodzie po szyję, inni – o zrzucaniu pancerza lub nawet… dekonstrukcji ego. Dla mnie trening interpersonalny to przede wszystkim okazja do spojrzenia na siebie z boku. Trochę konfrontacja swojego obrazu z opiniami innych, trochę szansa na wyciszenie i autorefleksję.

Czego się dowiedziałem? Przede wszystkim tego, ile pracy jeszcze przede mną, żeby osiągnąć satysfakcjonujący poziom w pracy z grupą. Uważność, czujność i umiejętność zarządzania energią przez Jarka Sobkowiaka, który prowadził trening, to wysoko zawieszona poprzeczka. Może nawet punkt odniesienia do tego, czego doświadczyłem na sali szkoleniowej do tej pory. Co jeszcze biorę dla siebie? Życzliwość innych osób, celne spostrzeżenia i przekonanie, że praca z ludźmi sprawia mi coraz większą przyjemność. Choć chyba największą frajdę sprawiła mi świadomość, że nie boję się mówić tego, co myślę i… mogę być skrzynką z narzędziami, w której inni znajdują to, co w danym momencie jest im najbardziej potrzebne.

jarek rysunek
Informacja zwrotna od Jarka Sobkowiaka – dziękuję!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

− 7 = 3